wtorek, 8 stycznia 2013

W ramach uspokojenia myśli...

Zauważyłam, co jest dość niebezpieczne, że bardzo lubię pisać, gdy jest mi ciężko.
czemu gdy moje serce skacze z radości, stoję przy barierkach na drugim koncercie życia, spotykam się z przyjaciółmi prowadzę sobie spokojne studencie życie to nie mam najmniejsze ochoty używać mojego laptopa do pisania tylko do grania albo do czytania książek ewentualnie (co robię najczęściej) napełniania sobie głowy bzdurami z śmiesznych stronek internetowych lub filmami na yt.
Ale, że uciekanie od pewnego nadmiaru  nauki szło mi całkiem nieźle to ostatnią deską ratunku na tzw. "zajmij się czymś nie myśl o studiach" pozostał mi blog, to czemu mam czegoś nie napisać?
Tytuł bloga to w końcu ucieczka od rzeczywistości. Teraz uciekam spanikowana jak mogę najdalej. Brzuch mnie boli, organizm wysiada, mam tego wszystkiego serdecznie dość i te tysiące obietnic, że jeśli tylko przejdę na semestr letni to będę się uczyć od początku i nie będę robiła sobie zaległości. Ciągły strach, stres i zmęczenie.
Piszę właściwie po to, że zawsze dawało mi to ukojenie. Przelanie swoich emocji na papier bądź ekran komputera pomaga i  to jest niezaprzeczalne. Poza tym, jak tak sobie czytam moje wpisy z pamiętnika to zastanawiam się nad tym, dlaczego moje wcześniejsze problemy nie były tak trudne do rozwiązania. Czemu z perspektywy czasu zauważam taką zmianę? W życiu jest coraz trudniej i zauważam to po moich wpisach. Kiedyś tragedią dla mnie była zadyszka na treningu, teraz nie mam siły wstać z łóżka a książka od geologii przyprawia mnie o mdłości. A to dopiero początek stycznia. A najwyraźniej jedynym dobrym dniem w tym miesiącu będą moje 20 urodziny. Nachodzą mnie dziwne myśli. Dlaczego mój mózg nie myśli w takich momentach ? Czemu nie chcesz się nauczyć tych 40 stron, tylko bardzo chcesz oglądać swój ukochany serial ? Powiedz mi skoro krzyczę na siebie i mam wyrzuty sumienia to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wcale się nie chce zabrać za to swoje życie. Proszę tylko o trochę siły. I porządnego kopa w dupę. Bo ja wiem jaki mam cel w życiu. Tylko najwyraźniej jeszcze nie dojrzałam do tego, żeby w końcu zebrać się w sobie i zacząć do niego dążyć na pełnych obrotach.
Ten stres. Może to mnie czegoś nauczy. W każdym razie czasem to jest potrzebne. Oderwanie się od życia choćby na moment. Konsekwencje mogą być różne. Ja mam nadzieję, że moje nie będą aż tak drastyczne.
Muszę przyznać, że zmienia się we mnie spojrzenie na świat. Chyba przez to wszystko, że nie każdy aspekt naszego życia może być perfekcyjny i dokładnie taki jaki sobie wymarzyliśmy. Ale możemy dążyć do tego. Sprawić, że z każdym drobnym kroczkiem bliżej celu, poczujemy się lepiej i dostaniemy namiastkę szczęścia. Ja dostałam ogromną ilość szczęścia osobistego ostatnio i dalej ją mam. Ale szczerze ? Uczelnia i zaliczenia tak dominują moje życie, uczucia, że trochę się gubię, bo z nieokiełznanej euforii przechodzę w sekundę do dobijającego przerażenia. Teraz można o mnie powiedzieć, że jestem niestabilna emocjonalnie i zgodzę się z tym.
Ale co chcę osiągnąć tym tekstem ? Co jest w nim najważniejsze ? To, że najmniejsze sukcesy przesądzają o naszym życiu. Drobiazgi nadają mu sens. Bo gdy zauważycie ile drobnych rzeczy wpłynęło na nasze życie to zdacie sobie sprawę, że one były połową sukcesu. Połową celu.
Pytasz co jest drugą połową ? Ty sam i Twoje nastawienie. Bo jeśli Ty sobie wmówisz, że jesteś zdolny do wielkich rzeczy (na podstawie drobnych oczywiście) to przeniesiesz góry i polecisz w kosmos. I wtedy sobie powiesz : Jak to się stało ?
A odpowiedzią będzie: to stało się przez to, że w siebie wierzyłem.

3 komentarze:

  1. Brawo! Jak zawsze literówki wyłapuję w mig, trochę zgrzytających zdań i odnoszę wrażenie, że nie sprawdzałaś, tego co napisałaś (nie bij, nawyk mój, znasz mnie, muszę). Mam ochotę nakrzyczeć, ale się opanuję, bo sens i ostatni akapit nastraja mnie raczej pozytywnie;)

    Kiedyś, dawno, dawno temu pisałam TYLKO po to, żeby się uspokoić, żeby sobie wytłumaczyć, żeby problem rozwiązać, wyżalić się i porozpaczać (mam na myśli pamiętnik, ofc) - to był z resztą powód dla którego w ogóle założyłam pamiętnik. Ale z czasem nauczyłam się układać tam wszystko. I choć fakt, pisanie niezawodnie przynosi mi ulgę, to teraz nie ulga jest priorytetem. Smutki umiem topić teraz na milion innych sposobów, wykraczających poza pamiętnik (choć on i tak wciaż jest w czołówce). W pamiętniku to ja teraz, wreszcie, "układam siebie". To teraz taki prawdziwy pamiętnik:kawałek mnie, kilka sprecyzowanych myśli, pytania, odpowiedzi, opisy, wnioski, postanowienia, uwagii, pomysły. Piszę i pisząc robię porządek w chaotycznych myślach. Ale nie doszłam do tego od razu, to są lata praktyki (i wiesz do cxego piję, haha) :D

    Jeśli chodzi jednak o sam fakt pisania gdy jest Ci źle... sama to robię, fakt, ale głównie w pamiętniku. Jakoś wydaje mi się, że internet, blogi etc są tak przepełnione dramatami, że aż się niemiło robi. Dlatego jestem generalnie zdania, że pisać to się powinno w miarę różnorodnie. I o wszystkim. Tylko tak się można czegoś w ogóle nauczyć. Jeśli mowa o pisaniu, ofc.

    Co do drugiej części tekstu to: po pierwsze witaj na studiach i ciesz sie okresem zaliczeń, egzaminów i całego tego gówna - jest nikła szansa, że Cię to nie zrujnuje psychicznie, haha :D Po drugie: rację masz i tego się trzymaj, oczywistą oczywistością jest, że drobizagów i małych kroczków składa się praktycznie wszystko. Trzeba tylko umieć sobie te drobizgi wyszukiwać oraz skupiać się na nich :)

    Powodzenia. Ciekawe czy wracasz na dłużej :D Chociaż jak ma to oznaczać, że będzie Ci źle, to możesz stąd spadać na drzewo banany prostować i dziuple wiewiórkom czyścić :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam literówki :P
    Zgadzam się z Tobą, że żalenie się w Internecie jest bezsensowne, więc mam nadzieję, że nie wyżalałam się za bardzo.
    Tak wiem w moich tekstach to zawsze jest chaos, chaos i jeszcze więcej chaosu. Ale może będzie lepiej. Zawsze mam powroty do tych rzeczy, które na prawdę kocham robić, więc mam też nadzieję, że wezmę się do roboty...

    OdpowiedzUsuń