niedziela, 10 lutego 2013

Cicho i spokojnie…


Takie wnioski mam po moim prawie tygodniowym zjeździe do domu po wyczerpującej sesji, która dla mnie jeszcze się tak naprawdę nie skończyła, ale powiedzmy, że mam ferie i chwilowo leniuchuję popijając pyszną herbatkę i jedząc ostatnie, uchowane kawałki pizzy. Patrzę przez okno na piękny zimowy świat i uważam, że ta zima wyjątkowo jest kapryśna. Tona śniegu przed świętami. Boże Narodzenie bez cudownego białego widoku za oknem. Następnie początek stycznia ponowny opad białego puchu. Połowa lutego słońce, temperatura powyżej zera i już schadzki  na wiosenne spacerki nad Wisłą i delikatne opijanie sesji zimowej, pierwszej w moim życiu. Dwa dni później atak zimy, 10 cm śniegu. Zimo zdecyduj się ! Nie mam nic przeciwko temu, że teraz mamy piękny śnieg, który przyjemnie skrzypi pod butami i zdobi drzewa i robi piękny dywan na trawie. Jest przyjemnie miło się spaceruje, a przede wszystkim wychodzą piękne zdjęcia z których jestem wyjątkowo zadowolona. Chyba to wszystko przez to, że ostatnio wcale nie chciało mi się ich robić, nie miałam czasu, a wena twórcza całkowicie mnie opuściła. Jednak jak wczoraj dorwałam aparat, znalazłam pierwszy kadr i usłyszałam dźwięk, tak bardzo charakterystyczny, mojej migawki i zatopiłam się w oceanie przyjemności robienia zdjęć, poczułam znowu „to coś”. Ok, trochę dziwnie brzmi, przyznaję. Chodzi mi tutaj o tęsknotę za poszukiwaniem ciekawych kadrów, wycinków z obrazów dnia codziennego, które tak często widziane, omijane z niechęcią lub brakiem zainteresowania, teraz nabierają zupełnie innych barw. Tak, brakowało mi tego.
W sumie to zwykły spacer a tyle dał mi przyjemności i można nawet powiedzieć, delikatnie oczywiście, że dał mi poczucie spełnienia.
Tyle problemów i załamań nerwowych w styczniu (zdaje się,  że moje urodziny wyjątkowo nie są w odpowiednim miesiącu. Teraz nie wiem, czy będę się cieszyła na nie, czy będę przerażona zimową sesją ;).
Po tym prawie tygodniu wiem, że nabrałam sił, na więcej. Będę brała z tego mojego życia ile się da, bo jak nie teraz to kiedy ? Mam parę planów, postanowień, marzeń. Może akurat teraz się spełnią ?
O ile wsiadałam do pociągu do domu z przekonaniem, że w końcu sobie odpocznę, zacznę trzeźwiej myśleć i nie będę wyolbrzymiała problemów, tak wyjeżdżając i patrząc na oddalającą się Wisłę i znikający za horyzontem Wawel, poczułam tęsknotę i dezorientację… Czyżby przez te parę miesięcy, tak męczących dni i tych lepszych weselszych chwil, Kraków stał się moim prawdziwym domem ?
Nie mogę się doczekać aż tam wrócę z nową energią i zapałem i z chęcią zdobywania świata. Oby ta chwila nie była ulotna, bo w końcu czuję, się wreszcie spokojna i opanowana, zupełnie tak jakbym  zaczęła brać kontrolę nad wszystkim.
 Miłe uczucie.
” …trouble will surround you , start taking some control!”

wtorek, 8 stycznia 2013

W ramach uspokojenia myśli...

Zauważyłam, co jest dość niebezpieczne, że bardzo lubię pisać, gdy jest mi ciężko.
czemu gdy moje serce skacze z radości, stoję przy barierkach na drugim koncercie życia, spotykam się z przyjaciółmi prowadzę sobie spokojne studencie życie to nie mam najmniejsze ochoty używać mojego laptopa do pisania tylko do grania albo do czytania książek ewentualnie (co robię najczęściej) napełniania sobie głowy bzdurami z śmiesznych stronek internetowych lub filmami na yt.
Ale, że uciekanie od pewnego nadmiaru  nauki szło mi całkiem nieźle to ostatnią deską ratunku na tzw. "zajmij się czymś nie myśl o studiach" pozostał mi blog, to czemu mam czegoś nie napisać?
Tytuł bloga to w końcu ucieczka od rzeczywistości. Teraz uciekam spanikowana jak mogę najdalej. Brzuch mnie boli, organizm wysiada, mam tego wszystkiego serdecznie dość i te tysiące obietnic, że jeśli tylko przejdę na semestr letni to będę się uczyć od początku i nie będę robiła sobie zaległości. Ciągły strach, stres i zmęczenie.
Piszę właściwie po to, że zawsze dawało mi to ukojenie. Przelanie swoich emocji na papier bądź ekran komputera pomaga i  to jest niezaprzeczalne. Poza tym, jak tak sobie czytam moje wpisy z pamiętnika to zastanawiam się nad tym, dlaczego moje wcześniejsze problemy nie były tak trudne do rozwiązania. Czemu z perspektywy czasu zauważam taką zmianę? W życiu jest coraz trudniej i zauważam to po moich wpisach. Kiedyś tragedią dla mnie była zadyszka na treningu, teraz nie mam siły wstać z łóżka a książka od geologii przyprawia mnie o mdłości. A to dopiero początek stycznia. A najwyraźniej jedynym dobrym dniem w tym miesiącu będą moje 20 urodziny. Nachodzą mnie dziwne myśli. Dlaczego mój mózg nie myśli w takich momentach ? Czemu nie chcesz się nauczyć tych 40 stron, tylko bardzo chcesz oglądać swój ukochany serial ? Powiedz mi skoro krzyczę na siebie i mam wyrzuty sumienia to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wcale się nie chce zabrać za to swoje życie. Proszę tylko o trochę siły. I porządnego kopa w dupę. Bo ja wiem jaki mam cel w życiu. Tylko najwyraźniej jeszcze nie dojrzałam do tego, żeby w końcu zebrać się w sobie i zacząć do niego dążyć na pełnych obrotach.
Ten stres. Może to mnie czegoś nauczy. W każdym razie czasem to jest potrzebne. Oderwanie się od życia choćby na moment. Konsekwencje mogą być różne. Ja mam nadzieję, że moje nie będą aż tak drastyczne.
Muszę przyznać, że zmienia się we mnie spojrzenie na świat. Chyba przez to wszystko, że nie każdy aspekt naszego życia może być perfekcyjny i dokładnie taki jaki sobie wymarzyliśmy. Ale możemy dążyć do tego. Sprawić, że z każdym drobnym kroczkiem bliżej celu, poczujemy się lepiej i dostaniemy namiastkę szczęścia. Ja dostałam ogromną ilość szczęścia osobistego ostatnio i dalej ją mam. Ale szczerze ? Uczelnia i zaliczenia tak dominują moje życie, uczucia, że trochę się gubię, bo z nieokiełznanej euforii przechodzę w sekundę do dobijającego przerażenia. Teraz można o mnie powiedzieć, że jestem niestabilna emocjonalnie i zgodzę się z tym.
Ale co chcę osiągnąć tym tekstem ? Co jest w nim najważniejsze ? To, że najmniejsze sukcesy przesądzają o naszym życiu. Drobiazgi nadają mu sens. Bo gdy zauważycie ile drobnych rzeczy wpłynęło na nasze życie to zdacie sobie sprawę, że one były połową sukcesu. Połową celu.
Pytasz co jest drugą połową ? Ty sam i Twoje nastawienie. Bo jeśli Ty sobie wmówisz, że jesteś zdolny do wielkich rzeczy (na podstawie drobnych oczywiście) to przeniesiesz góry i polecisz w kosmos. I wtedy sobie powiesz : Jak to się stało ?
A odpowiedzią będzie: to stało się przez to, że w siebie wierzyłem.